W Budapeszcie spędziłam 16 dni. A w zasadzie 14, gdyby odliczyć dzień przyjazdu i wyjazdu, które były dość męczącymi podróżami w zatłoczonych pociągach drugiej klasy.
O codziennej rutynie…
Wstaję rano, okolice godziny 8. O ile da się wytrzymać do takiej godziny przy temperaturze +35 stopni w pokoju. Prysznic jest po drugiej stronie korytarza. Typowy akademik, prysznice z zasłonkami w delfinki i mopsy. Zimna woda koi niedospaną twarz. Niewielki wybór outfitów. Naiwnie zabrałam ze sobą rzeczy zbędne – bluzę i długie spodnie. Na stołówce specjalna taca dla wegan – dwa hummusy, ser z kokosa, mleko sojowe i owocowe deserki alpro. Z każdym dniem na śniadaniowym stole przybywa warzyw. Jesteśmy na Węgrzech, obowiązkowo więc papryka, opcjonalnie ogórek i pomidor.
10:00 rozgrzewka. Zabawy dobrze znane wszystkim pedagożkom teatru – berki, podsiadanie, impuls, zip-zap, nowe levele w kamień, papier, nożyce. Petardę energetyczną sprzedaje nam Marcy z Zambii zapraszając do zabawy “Funky Chicken”.
11:00 ciśniemy się w którejś z sal. Jest nas sporo, grupa na whatsappie liczy 40 osób. Pewnie wypadałoby odjąć organizatorki, które wpadają tylko na rozgrzewki i rundki, no i prowadzących. Zostanie ze 30 osób. Po 15 w grupach warsztatowych. Dynamika jest prosta – dwa dni warsztatów, trzeciego dnia prezentacja przygotowywanego na prędce performansu. Dzień wolny i zmiana prowadzących.
13:00 dwugodzinna przerwa obiadowa – szanuję. Zaliczyłam sporo drzemek na tym wyjeździe. Weganie są w nieco lepszej sytuacji żywieniowej – codziennie coś nowego z aplikacji Wolt. Mięsożercy i wegetarianie lądują w stołówkowej rzeczywistości niedoprawionych obiadów i dziwnych zup. Wciąż dziwi mnie, jakim cudem na aktywistycznym wyjeździe tyle osób mogło zdecydować się na mięso. Ale to tylko czubek góry lodowej moich zaskoczeń.
15:00 przed nami jeszcze 3 godziny pracy. Jest +38 stopni, ratujemy się wachlarzami z chińskiego marketu. Rundka i kolacja.
20:00 po drugim lub trzecim prysznicu danego dnia (pociliśmy się srogo), pora na imprezę. Raz udało mi się namówić grupę na wyskoczenie do Aurory – polecam wszystkim. To alternatywna przestrzeń w Budapeszcie, która sprawi, że choć odrobię poczujesz się jak na Adzie Puławskiej. Po dwóch dniach organizowania wieczorów decyduję się odpuścić rolę koordynatorki imprezy. Czasem dołączam, czasem wybieram niezbyt wygodne łóżko w naszym dostojnym akademiku.
Język…
Dwutygodniowy wyjazd do Budapesztu otworzył mnie na używanie języka angielskiego. Nie jestem mistrzynią w wysławianiu się, brakuje mi wielu słów, a czasy mieszają się w głowie. Pomagałam sobie mową ciała, patrzeniem w oczy, próbą rozszyfrowania intencji. Z każdym dniem rozumiałam więcej, a nawet łapałam się na mówieniu po angielsku do polaków, co pokazuje, że już po tygodniu możesz skutecznie przestawić się na nowy język.
A to wszystko dlatego, że nie miałam wyjścia. Pierwsze publiczne zabranie głosu uruchomiło mi stres, który pamiętam jeszcze szkoły podstawowej – dziury w pamięci, płytszy oddech, lęk. Nie byłam zbyt błyskotliwą i gadatliwą uczestniczką. Ale bariera językowa nie pozbawiła mnie charakteru, humoru i sympatii innych osób. Prawdopodobnie nigdy nie będę mistrzynią angielskiej eseistyki, ale może za rok będę już w stanie prowadzić warsztaty dla grup zza granicy. Ostatniego dnia wyjazdu poprowadziłam dwugodzinne WenDo, nie korzystając nawet za wiele z pomocy tłumaczeniowej.
To tyle z prywaty. Przejdźmy do konkretów.
Zacznijmy od definicji:
Artywizm to publiczne działanie na rzecz zmiany podjęte za pomocą środków artystycznych.
Prościej – to wykorzystywanie sztuki w celach aktywistycznych albo robienie aktywizmu przy okazji bycia artystą.
Wspominam rok 2012, kiedy organizowałam demonstracje pro-tybetańskie, związane z samospaleniami dokonywanymi przez mnichów protestujących w ten sposób przeciwko łamaniu praw człowieka. Na takie akcje przychodziło 10-12 osób. Do współpracy zaprosiłam Sambę ROR i grupę fireshow In Nomine – momentalnie kupiłam tym uwagę mediów i przechodniów. Jasne, trudno ocenić skuteczność takich akcji, ale skorzystanie z języka sztuki pozwoliło mi przyciągnąć tłumy widzów i odbiorców przekazów medialnych.
Sam kurs był prowadzony na podstawowym poziomie. Dostosowanym do wielokulturowej grupy oraz do liberalnego pojęcia aktywizmu, bez rewolucyjnych idei, często bazującego na poprawie samopoczucia samych aktywistów. Rozumiem, że może to być dobry wstęp, szczególnie dla młodych. Ja zachęcam Was do skupienia się na celu. Korzystam z metod artywizmu od lat więc trochę się poinspirowałam, trochę dopisałam od siebie i mam dla Was:
- Storytelling
Opowiadanie to sposób na szybkie poruszenie serc i przemówienie do wyobraźni odbiorców. Podczas wysłuchiwania historii, w mózgu słuchacza wydzielane są dopamina, kortyzol i oksytocyna. Dopamina utrzymuje zaangażowanie i reguluje emocje, kortyzol tworzy wspomnienia, a oksytocyna utrzymuje i pogłębia relacje. Dzięki takiej aktywacji mózgu często słuchacze odczuwają chęć do zmienienia swojego życia i wprowadzenia nowych nawyków. Narracjami zajmuje się Piotr Cykowski, odsyłam do jego inicjatywy: Laboratorium Narracji.
- Theatre of oppressed
Czyli nieśmiertelne już metody Augusto Boala, znane powszechnie w środowisku teatrów alternatywnych, i coraz częściej w kręgach trenerskich. Pozwalają na uruchomienie społeczności, są inkluzywne, proste i rozwojowe zarazem. Nie dam rady ich opisać w krótkim artykule, odsyłam do materiałów, albo zapraszam do mnie na warsztaty:
Filmik o metodach ale po angielsku
- Obiekty
Teatr nie zawsze musi angażować wielki zespół aktorski. Spektakle mogą powstawać za pomocą nawet niewielkich przedmiotów, które będą nośnikami historii. To opcja dla aktywistów i aktywistek. Inspiracji w tym zakresie dostarczyła mi Reka z Dafa Puppet Theatre. Załączam krótki film, znów, niestety, w języku angielskim ale można uruchomić automatyczne tłumaczenie w napisach.
- Nauka
Jeśli nie masz pomysłu na arcydzieło – wykorzystaj naukę. W świecie aktywistycznym bardzo często korzystamy z raportów, analiz. Jesteśmy innowatorami społecznymi. Najnowsze odkrycie, wyniki badań czy ciekawostki możemy wykorzystać do stworzenia: instalacji, obrazu, grafiki, performansu.
Człowiek zbudowany jest z 70% wody. W 2050 roku zabraknie wody pitnej. Ok. Wyobraź sobie instalację przeszklonego człowieczka wypełnionego w 70% wodą. Obok informacje nt. wody pitnej, albo obok kran, którego nie można odkręcić. Przemawia do wyobraźni? No właśnie. Jeszcze lepiej żeby ta instalacja znalazła się na szczycie G-20. Zainteresowanie reporterów i viral? Gwarantowane.
Z nauką pracuje Boris Vaijowi, artysta wizualny który prezentował nam swoje prace podczas Akademii, warto poznać.
- Gesty i metafory
Często zapraszamy ludzi do wykonania prostego gestu poparcia – podpisz petycję, zrób zdjęcie z hasłem, udostępnij post. Gesty są ważne, bo angażują osobę i pozwalają jej zidentyfikować się z misją, budują zaangażowanie.
Korzystając z narzędzi artystycznych najlepiej poszukać czytelnych metafor, które uruchomią wyobraźnię i poruszą emocje. Do dziś pamiętam wystawę w MSN, gdzie wchodziło się po rozlanej coca-coli, która do końca trasy kleiła się do butów jako symbol kapitalizmu.
Podczas Akademii jedna grupa pojechała na Liberty Bridge w Budapeszcie i umieściła tam kłódki z hasłami związanymi z problemami ekologicznymi Budapesztu. Klucze do nich wraz z listem wysłała do parlamentu. Proste wykorzystanie znanych ludziom kodów (kłódki miłości znane z różnych mostów + klucze jako symbol) pozwala na spójny przekaz.
Przy korzystaniu z podobnych symboli pamiętaj o konkretnym celu, który stawiasz sobie podczas akcji. Zachęcam też do wyciskania z tego maksimum. Każde działanie opatruj widocznością w social mediach, informuj prasę, włączaj jak najwięcej ludzi. Rozumiem, że bycie artystą sytuuje Cię w centrum ale cele aktywistyczne zawsze są o poruszaniu tłumów i jeśli tylko masz opcję włączyć w swoje działanie kolejne osoby – rób to. Ty możesz namalować mural, ale jeśli podpisze się pod nim 100 osób to… sam_a rozumiesz.
Podsumowanie
Academy for Actors of Social Change focusing on ARTIVISM 2024 w Budapeszcie to dla mnie 2 tygodnie rozszerzania swoich kompetencji w obszarze języka i pracy w wielokulturowym środowisku. Biorę sobie z niej dużo lekcji. Biorę kilka inspiracji. Biorę znajomości. Biorę otwartość na pracę w języku angielskim. Biorę otwartość.
Jeśli lubisz moje treści, postaw mi kawę: https://buycoffee.to/izagawecka